(nie zawsze) SPOKO MAROKO

gru 13, 2019 | Afryka | 3 Komentarze

gru 13, 2019 | Afryka | 3 Komentarze

Maroko to nie tylko pyszne jedzenie – parujące, gorące tadżiny, do bólu słodka herbata i sycące pity. Maroko to nie tylko piękne miasta – niebieski Szafszawan, przyciągający co roku tysiące turystów; filmowa Casablanca, czy raj dla surferów, czyli Taghazout. Maroko to nie tylko malownicze krajobrazy – góry Atlas, góry Rif, ocean, ciągnące się w nieskończoność pustynie, oraz jak się miałam okazję niedawno przekonać – intensywnie zielone wzgórza.

Maroko ma w sobie coś, co doprowadza mnie do szału średnio co dwie minuty. W Maroku możesz poczuć się jak chodzący pieniążek.

Naciąganie, oszukiwanie, zawyżanie cen to chleb powszedni w miejscach turystycznych. Miejscowi są nachalni i mają swoje sposoby na przechytrzenie zółtodziobów – chętnie przybywających nowych turystów.

DON’T GO THERE. THE WAY IS CLOSED.

Włóczysz się po medinie z telefonem w ręku? W ciągu minuty znajdzie się obok Ciebie „sympatyczny” pomocnik, który zaoferuje wskazanie drogi, mówiąc, że nawigacja tu nie działa a droga, którą idziesz jest zamknięta. Oczywiście, że nie jest! Ale jeśli grzecznie odmówisz i będziesz kontynuować marsz, to do solo podrygów „ta droga to zaułek” solidarnie dołączy cała orkiestra ulicy. Wszyscy będą krzyczeć, że tą drogą nigdzie nie dotrzesz, aż w końcu sam zwątpisz w swoją wiedzę.


Jeśli zgodzisz się na wskazanie kierunku, to możesz być pewien, że owy pomocnik zażyczy sobie ładnej zapłaty. Odmówisz? Pokaże Ci legitymację miejskiego przewodnika a wokół niego znikąd pojawi się pięciu kumpli, którzy życzliwymi uśmiechami zmuszą do zapłaty. (z autopsji, Marrakesz 2017)

Jak sobie z tym radzić?
a) „Nie potrzebuję przewodnika” – to da znać cwaniaczkowi, że już kiedyś oszukany w ten sposób byłeś i istnieje możliwość, że sobie odpuści (z autopsji, Essaouira 2017)
b) „Znam drogę, znam miasto” oraz nieustanny, pewny marsz naprzód
c) Unikanie kontaktu wzrokowego, brak reakcji

HELLO MADAME.

Dzieci. Tak jak dorosłym jestem już w stanie odmówić i mocniejszym tonem zbyć cwaniaka, tak z dziećmi jest problem. One są jeszcze pewniejsze siebie i nie reagują na żaden z powyższych sposobów. Do tego zawsze poruszają się w dużych grupach i są w stanie dosłownie ofiarę otoczyć. Krzyknąć? Nie krzyknę. Ale dawanie monet tym dzieciom, stworzy kolejne pokolenie osób oszukujących „białych” na cenach hoteli, jedzenia, parkingów.

PARK HERE, BROTHER.
Parking. Oficjalnie wszędzie (prawie) darmowy. Nieoficjalnie ulice pełne są mężczyzn, którzy nieznanym mi sposobem przywłaszczyli części miasta. Oferują ochronę auta podając co wyższe kwoty – 5, 10 złotych za godzinę. Jeśli nie zapłacisz, to do końca dnia będziesz się stresować, że Twoje auto nie jest bezpieczne. W gruncie rzeczy nie ma wyjścia – trzeba płacić i liczyć na to, że auto faktycznie będzie chronione.

SPECIAL PRICE, ONLY FOR YOU.
Kolejny chwyt, który chyba nikogo już nie chwyta. Sprzedawcy się przymilają, mówią kilka słów po polsku i mają nadzieję, że tym sposobem zdobędą nowych klientów. Ich gadanina jest tak zawiła, że jeśli wejdziesz w dialog z jednym z nich, to masz gwarantowane minus 15 minut życia. Trzeba się targować. Nigdzie nie ma podanych cen – nawet kupując wodę w sklepie możesz spodziewać się lekko zawyżonego rachunku. Zabawa zaczyna, gdy chcesz kupić pamiątkę –
kolorową chustę, biżuterię, czy wzorzysty talerzyk. Tutaj cenę można zbić nawet 5-krotnie i wciąż zostawić za sobą zachwyconego zarobkiem sprzedawcę.

Zdarza się również tak, że mimo menu rachunek po posiłku będzie wyższy niż powinien. Ja zawsze proszę o wyjaśnienie ceny, ale kelner często ma przygotowane odpowiedzi – typu: w menu podane są ceny na wynos, a za stolik trzeba dopłacić.

BONJOUR!
Przejście przez sklepową uliczkę to ciągłe zaczepki. Pytanie o imię, o pochodzenie, o to czy potrzeba hotelu, śniadania, henny na rękę, przekąski, nowych ubrań, prysznica, zdjęcia, patyczków higienicznych. Marokańczycy potrafią być nachalni i mimo mocnego tonu nie odpuszczają tak łatwo. Przyklejają się jak rzepy.


W Maroku boję się rozmawiać z ludźmi, bo nigdy nie wiem, czy jego rozmowa nie jest płatna a wskazówka jest tak naprawdę wprowadzeniem w pole. Nie wiadomo co tu jest prawdą, a co chamskim blefem. Ciężko tu komukolwiek zaufać – prawdopodobnie kilkukrotnie swoim dystansem zrobiłam komuś krzywdę, bo wszędzie na świecie są ludzie z dobrymi intencjami, ale niestety w miastach pełnych oszustów i naciągaczy ciężko jest obdarzyć kogoś zaufaniem. Oczywiście spotkałam tu wspaniałych, bezinteresownych marokańczyków, mam w tym państwie również kilkoro przyjaciół, ale sztuką jest poznanie przyjaciół w tak dużych i turystycznych miastach jak Fes, Marrakesz, czy Rabat. Wyjazd na wioskę, to wkroczenie do nowej rzeczywistości – pełnej szczerych uśmiechów, zaskoczonych dziecięcych oczu i dobrych rad. To świat, w którym sprzedawca nieśmiało podaje cenę posiłku, która wciąż jest trzy, czterokrotnie niższa niż w jakiejkolwiek Medinie.

W Maroku łatwo się zirytować i łatwo dać się naciągnąć. Ale mimo to łatwo ten kraj pokochać, ze względu na masę innych zalet, które wciąż wygrywają z uczuciem „chodzącej monety”

3 komentarze

  1. juliagoesaway

    metoda „na przewodnika” dramat 😱 nie znoszę takich rzeczy. I jeszcze takie kłamanie w żywe oczy.

    a takich „zwykłych” naciągaczy, to znam z Egiptu..

    Odpowiedz
  2. saraandigor

    Kochana Dodoszko, niestety doświadczyłam tego samego w Marakeszu. Wszyscy próbują „pomoc” pokazać drogę, tak jak mówisz kłamią, że droga jest zamknięta, nawet dzieciaki… My cały czas odmawialiśmy, mówiliśmy że znamy drogę, a oni ciągle za nami łazili. Raz się mój Igor w końcu zapytał dzieciaka o cenę, już nie pamietam ile, powiedzmy że 20, Igor zaproponował mu 5, młody odpowiedział że za 5 to może go zaprowadzić tamten 4 letni maluch, a nie on, on ma 7 lat.
    No więc poszliśmy dalej i wtedy chłopaki odpuściły.
    Facet u którego kupiliśmy pamiątki też chciał chyba z 20€ za małego, drewnianego wielbłąda, w kocu udało się nam go kupić taniej, ale facet był niezadowolony, coś mruczał po swojemu pod nosem.
    W restauracji, przed toaletą pani chciała mi sprzedać papier toaletowy… w toalecie go oczywiście nie było.
    Raz jak podniosłam zirytowana głos na naciągaczy przy straganach… serio przeszliśmy dwa metry i już 10 osób nas namawiało na jedzenie. To się na mnie wściekli, że im zbyt stanowczo powiedziałam „nie”.
    Można by tak wymieniać i wymieniać, ale nie mogę zapomnieć o panu który pokazał nam drogę i od razu powiedział, że nie chce za to pieniędzy, o sprzedawcy który z uśmiechem na twarzy targował się z Igorem i na koniec pochwalił jego umiejętności targowania się, o kelnerze który jak zobaczył, że szybko wracam z łazienki, zapytał co się stało i jak mu powiedziałam, że potrzebuje kasę na papier to od razu poszedł i mi go „załatwił” o dziewczynie która miała salo z henną i jak jej powiedziałam, że nie jestem w stanie tyle zapłacić za hennę, to spytała która mi się podoba, i zrobiła mi większą, na całą rękę za cenę tej małej i tym sposobem spełniła moje marzenie.
    Mogła bym jeszcze wymienić kilka przykładów życzliwości w Marakeszu, ale wtedy powstał by chyba drugi post pod Twoim 🙈
    Udanej podróży! 😘

    Odpowiedz
  3. Wyjechawszy

    W Maroko nie byłam ale bardzo mi to wszystko przypomina miejsca turystyczne w Egipcie. U mnie spuszczony wzrok zazwyczaj pomagał, ale co do parkowania to nie pomoże 🙁

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.