Być kobietą w Afryce Zachodniej.

lut 25, 2020 | Afryka | 5 Komentarze

lut 25, 2020 | Afryka | 5 Komentarze

Czy chciałabym pojechać do Afryki sama? Czy byłabym w stanie wytrzymać tam kilka miesięcy bez „wsparcia” mężczyzny u boku? Raczej nie.

Czy uważam, że Afryka Zachodnia jest bezpieczna dla podróżujących w pojedynkę kobiet? Tak, jak najbardziej!

         No to o co chodzi?

JAK TO Z TYM UBIOREM?

Wiem, że wiele dziewczyn zastanawia się, czy problemem jest tu wyznanie. Afryka Zachodnia to kraje muzułmańskie i często pojawiają się pytania jaki to ma wpływ na odbieranie mnie, jako niemuzułmanki. Czy można pokazać ramiona i zarzucić to tu to tam bujnym włosem – o ile się taki ma? W dużej mierze ubiór to Wasza osobista sprawa. Nikt Wam RACZEJ na ulicy nie powie, że macie ubrać się skromniej. To tylko kwestia Waszego własnego komfortu i… wyczucia. W Maroku, Mauratenii i w Saharze Zachodniej wolałam nie chodzić w krótkich spodenkach, starałam się zakrywać ramiona. Zwyczajnie czułam się zbyt widoczna i wyzywająca. Ale z kolei na plaży nie było wielkiego problemu, żeby ubrać się w strój kąpielowy! Taghazout to bardzo turystyczne miasteczko, słynące z surfingu! Zdecydowanie panuje tam luźniejszy klimat niż chociażby w Marrakeszu. Z kolei Senegal i Gambia to już tak zwana „czarna Afryka” a tam już panuje jeden wielki misz-masz. Kobiety zakryte od stóp do głów chodzą na spacery z tymi, których spódnice wyraźnie opinają pośladki a dekolty odsłaniają piersi. Jest tu też większy luz jeśli chodzi o karmienie piersią w miejscu publicznym – nikt sobie nic nie robi na widok sutka a panie domu często nosiły w swoich czterech ścianach tak luźne stroje, że powstydziłaby się takiego negliżu niejedna z Was. Dziewczyny w weekendy wskakują w ciasne mini a mężczyźni nie noszą długich szat jak w sąsiadującej Mauretanii. Senegal i Gambia to już inna bajka!

Oczywiście nie mówię tu o pójściu do meczetu, czy na obiad do muzułmańskiej rodziny. Wtedy szorty odchodziły na bok a na długą koszulę wolałam narzucić jeszcze chustę. Ot tak – przecież nawet w Polsce idąc do „obcych” na obiad raczej nie ubierzemy byle czego. Ubiór to przede wszystkim Wasza sprawa i zależy od Waszego podejścia. Widziałam turystki, które zasłaniały całe ciało oraz nosiły chusty na włosach, ale też takie które w marokańskich miastach nie miały problemów z nagimi plecami i kolanami. Wiadomo też, że na prowincji „nagość” nie jest tak akceptowana jak w turystycznych miejscach. W skrócie – wszystko z wyczuciem.

Trochę mnie też bawi i żenuje fakt, że podczas gdy mi zwracano uwagę, żeby nie pokazywać kolan w Mauretanii, bo przecież tamtejsze kobiety chowają się pod długimi szatami, nikt nie miał nic przeciwko temu, że Mikołaj chodzi w szortach i topie – a przecież mauretańczycy tak się nie noszą!

Nie miałam też problemów z załatwianiem czegokolwiek. Mogłam swobodnie prowadzić auto mimo, że często widziałam zdziwione miny przechodniów. Policjanci na kontrolach się dziwili, ale odnosili się do mnie z szacunkiem. Jedyna różnica jaką można zaobserwować to taka, że raczej się ze mną nie rozmawiało – tak na luzie i o życiu. Kobiety są zazwyczaj ciche a mężczyźni woleli rozmawiać z Mikołajem niż ze mną. Ale absolutnie nie odczułam tego jako czegoś obraźliwego. No więc czemu nie chciałabym pojechać tam sama?

WYJDZIESZ ZA MNIE?

No to o co chodzi, w czym tkwi problem? A chodzi o samopoczucie. O to, że każde samodzielne wyjście na ulicę łączyło się z narastającą irytacją. Podczas gdy mój towarzysz wracał ze spacerów podeksyctowany nowymi znajomościami, ja próbowałam wyrzucić z pamięci wszystkie teksty rzucone w moją stronę. On był zapraszany na rodzinne obiady a ja proszona o zamążpójście. Jego brali na wyjazdy na ryby a ja musiałam słuchać autoreklam i zapewnień o dostatniej przyszłości u boku kolejnego delikwenta. Wszystko w Afryce było spoko, ale tylko gdy ktoś był obok.

Wszystko zaczęło się w Mauretanii, gdzie nasz host z Couchsurfingu pytał mnie o ślub za każdym razem, gdy Mikołaj wychodził z pokoju. Gdy tylko na chwilę byliśmy sami nazywał mnie swoją „królową”, „kochaniem”, ale momentalnie zmieniał temat, gdy ktoś się pojawiał obok. Nadzieja wróciła, gdy poznaliśmy Rosjankę podróżującą przez 1,5 roku po krajach afrykańskich. Zapewniała nas, że jako „samotna” kobieta nie miała żadnych nieprzyjemności. Dopiero czwartego dnia znajomości przyznała, że nie przyjęto jej do pracy w Nawazibu, bo dała jasno do zrozumienia szefowi, że nie interesuje jej zamążpójście. Urwał kontakt. Została bez pracy i bez pieniędzy. To nie na moje nerwy.

W Senegalu problem ten się zaostrzył, bo już na ulicy pojawiały się pytania o możliwość „ogarnięcia wizy”. Najgorzej było na gambijskim wybrzeżu – choć może mi się tylko wydawać, że było tam gorzej niż w Senegalu tylko przez to, że więcej rozumiałam. W Senegalu króluje język francuski, ale w Gambii wszyscy posługują się angielskim.

NICE NAME, I MISS YOU.

            Doskonale pamiętam, gdy w napływie gorszego samopoczucia postanowiłam przejść się do miasta by kupić kanapkę. Bo co innego może tak dobrze poprawić humor jak nie kanapka ze smażoną cebulką? Ale wystarczyło oddalić się od Mikołaja o jakieś sto metrów i już widziałam zbliżającą się w moją stronę osobę. Doskonale wiedziałam jak potoczy się nasza rozmowa. Najpierw zapytał o imię. Udałam, że nie słyszę i przyspieszyłam kroku. Zapytał ponownie i ponownie przemilczałam idąc CORAZ SZYBCIEJ jakieś trzy metry przed nim. Trzecia próba, aż w końcu wprost powiedziałam, że nie mam ochoty z nikim rozmawiać i że ma odpuścić. To co w „naszym świecie” zadziałałoby automatycznie, żeby kogoś spławić tutaj było bezużyteczne.

            – Jak masz na imię?

            – Dodo.

            Wiedziałam jak na to zareaguje – tak jak każdy poprzedni i każdy kolejny, który prawdopodobnie nauczył się od kumpli regułki, która miała działać na białe dziewczyny. Mogłam podać imię męskie, zmyślone, a nawet nazwę polskiego dania z kapusty i kiełbasy i bym usłyszała to samo.

            – Nice name. I miss you. (to takie angielsko-afrykańskie niewiemco, coś w stylu „brakowało mi Ciebie, czekałem na Ciebie”)

            No, kolega mnie nie zaskoczył. A dalej było tylko gorzej. Zaczęło się od pytania, czy wezmę go do Europy. Potem czy załatwię mu wizę. Czy wezmę z nim ślub, bo przecież nadajemy na tych samych falach. Szedł za mną aż do miasta, mimo że w pewnym momencie podniosłam aż głos i wymachując rękami wyrzucałam całą moją nagromadzoną frustrację na zachowanie gambijskich mężczyzn. Gdybym widziała wtedy siebie z boku, to bym uznała siebie za niepoczytalną. Myślicie że się zraził? Skąd! Odprowadził mnie a przez kolejne dni musiałam się chować, gdy widziałam jak się kręci wokół naszego tymczasowego miejsca pobytu. CHOWAĆ!

                To nie był jednorazowy przypadek. To była codzienność. Mogłam zapomnieć tam o przyjemnych, samotnych spacerach, bo jak radarem mnie od razu namierzano. Podobne problemy miały wszystkie podróżujące koleżanki, które spotkałam. Żadna nie chciała wychodzić do miasta sama. Każda musiała udawać, że ma męża.

                Ale jak zawsze staram się ich zrozumieć – wiem jak ważna jest dla nich ucieczka z Afryki. Marzą o tym nie tylko dla własnej korzyści, ale liczą na to, że dzięki pracy w Europie uda im się wesprzeć finansowo rodzinę z Afryki. Boleśnie mieszają się tu nasze kultury. Nam często rok związku nie wystarcza, żeby zacząć mówić o ślubie, a tutaj temat ten jest poruszany zaraz po poznaniu imienia. To co mnie paraliżowało prawdopodobnie rozczuliłoby gambijkę.

PODSUMOWUJĄC.

                Nie, nie chciałabym pojechać do Afryki samotnie. Za dużo nerwów, za dużo zaczepek i za dużo wątpliwości. Męczyły mnie te rozmowy z podtekstem! Męczyły mnie opinie, że europejki są bardzo rozwiązłe.

Wiem, że są dziewczyny, które latami podróżują po Afryce samotnie i mają się świetnie, ale dla mnie byłoby to chyba za dużo.

5 komentarzy

  1. Paulina

    Masakra. Ja nie wiem jak Kinga Choszcz dała radę przejechać stopem pół Afryki… Gdyby to był mężczyzna to spoko, nie zdziwiłabym się, ale kobieta? Tym bardziej, że 90% przypadków potwierdza, że miały takie same doświadczenia jak Ty. A czy doświadczyłaś prób obmacywania? Całowania? Czy chociaż tej granicy nie przekraczali?
    No i co robiłaś gdy Cię tak zaczepiali? Mówiłaś, że nic nie dawało rady, więc po prostu szłaś przed siebie? Nie bałaś się, że Cię porwie i zgwałci?

    Odpowiedz
  2. WW

    Dość podobna historia zdarzyla mi sie podczas pobytu w Belgii kiedy na ulicy sympatycznie zagadal do mnie starszy Senegalczyk, a skończyło się tak, ze za mna szedl i sie nie odczepil dopoki nie ‚zapisalam’ jego numeru w telefonie. Bo niby oszalal na moim punkcie. Niby nic, ale jednak zirytowana chodzilam caly dzien, bo to cos co zupełnie nie było mi wtedy potrzebne.

    Odpowiedz
  3. Alice

    To właśnie bardzo odstrasza mnie od wyjazdu do Afryki. Ponadto poznałam paru znajomych z Południowej Afryki i według ich opowieści to naprawdę niebezpieczny kraj. Kolejny niebezpieczny afrykański kraj… jeśli się zdecyduje i pojadę to chyba kupię burkę… tak na wszelki wypadek, przynajmniej słońce mnie nie poparzy. PS: sukienka na zdjęciu „Dodo w Mauretanii” jest świetna! Tez chce taka!

    Odpowiedz
    • Magda

      Nie wszystkie kraje afrykańskie są muzułmańskie, a ubieranie burki prze turystkę może zostać właśnie odwrotnie odebrane; trochę tak, jak gdyby ktoś przyjeżdżający do Polski obwiesił się różańcami i krzyżami. I to nie tak, że wszystkie są niebezpieczne, i na pewno nie o to chodziło Dodo. Sęk w tym, żeby się na taką podróż przygotować, zastanowić, zainteresować się kulturą, zwyczajami. I przemyśleć fakt, że to są kraje, gdzie nasze potrzeby w stylu nowy telefon czy ciuszki z najnowszej kolekcji Zary tracą na znaczeniu. Afryka niesamowicie chwyta za serce i zmusza do przemyśleń.

      Odpowiedz
  4. awomanwithaswallow

    Kiedyś słyszałam od sąsiada historię o tym jak na lotnisku w Senegalu (czy właśnie gdzieś w tamtych rejonach, na pewno w Afryce :-)) kobieta, która sprawdzała dokumenty chciała zabrać mu paszport i chciała, żeby został jej mężem. Podobna sytuacja jak u Ciebie, jedna chwila i już chciała brać ślub.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.